Piszę to z lotniska, gdzie czekam na lot do Cartageny. Rezerwowałem lot na coś ok. 19:00, ale go przełożyli i lecę o 21:04 A320 linią LAN. Liczyłem na wejście do saloniku w terminalu krajowym, ale okazało się, że ten terminal jest podzielony, z osobnym wejściem i nic tu nie ma... Piszę, ale nie wyślę, bo na lotniskowym wifi zdjęcia nie chcą przejść. A wysyłam z hotelu Ibis Cartagena Marbella. Mógłbym znaleźć hotel bardziej w centrum, ale chciałem zaliczyć pobyt do promocji Accora i zgarnąć 5500 punktów.Cartagena de Indias - port nad Morzem Karaibskim. Słynie ze starej zabudowy wewnątrz murów obronnych otaczających miasto. Budowano mury, bo ile można dać się łupić piratom?
:) Poza murami na drogach jest bardzo tłoczno i głośno. Zresztą wewnątrz na wąskich uliczkach także wszędzie auta. Najlepsze zwiedzanie to po prostu włóczenie się po tym starym mieście. O ile da się wytrzymać w tym upale. Po 16:00 się zachmurzyło i zrobiło się trochę przyjemniej (przestał po mnie pot spływać
;)). O tej godzinie także nagle pojawiły się na ulicach dorożki - normalnie jak w Krakowie
:) Po murach obronnych można chodzić (niezalecane w nocy).
Można wejść do Pałacu Inkwizycji, oprócz historii inkwizycji w Ameryce, jest historia samej Cartageny - większość tekstów po hiszpańsku, ale niektóre też po angielsku. Co ciekawe Cartagena ma swój dzień niepodległości... 11 listopada. Ale byli pierwsi, bo to w 1811 roku. Dosyć drogo (w porównaniu do Bogoty) - 17000 pesos.
Obok katedry (w remoncie, otwarta boczna nawa) jest pomnik Jana Pawła II, który według opisu odwiedził Cartagenę w 1986 roku.
Poza murami leży zamek/fort Castillo de San Felipe de Barajas, który bronił dostępu do miasta od strony lądu. Na zamku jest trochę tuneli do zwiedzania. Cena wstępu: 17000 pesos. Przed zamkiem pomnik don Blasa, obrońcy Cartageny.
Jeśli chodzi o alternatywne zwiedzanie to zaglądnąłem na... cmentarz. Bardzo różne pomniki, od wręcz dzieł sztuki, do grobów w ścianie, gdzie opis jest po prostu wyryty w betonie (póki nie zastygł).
Niezły ubaw miałem szukając znaczków pocztowych. Z pomocą miejscowych i Google zlokalizowałem prawdopodobnie jedyne na starym mieście miejsce ze znaczkami i skrzynką pocztową. Pytali, gdzie wysyłam i sprzedali znaczki po 3200 pesos. Ciekawe czy dojdą
;) Gdyby komuś było potrzebne to sklep z pamiątkami, gdzie są też znaczki nazywa się El Centavo Menos (niedaleko katedry). W Cartagenie przynajmniej kartki kupiłem, bo w Bogocie to był problem. W normalnym sklepie z pamiątkami jest stoisko z kartkami, prawda? Nie w Bogocie. Tam mieli kartki pochowane, a jak je zobaczyłem... Były po prostu brzydkie i wyblakłe.
Na koniec jeszcze zdjęcia autobusów - ciekawie są oklejane
:)
Po 3 dniach intensywnego zwiedzania poświęciłem kolejny na odpoczynek. Jedyne co zrobiłem, to spacer na plaży i krótka kąpiel w morzu - jest ciepłe
:) Plaża w tej okolicy (Marbella) jest raczej słaba, niewiele ludzi, ale widać, że inwestują i budują w tym miejscu nowe plaże. Zapewne lepsze plaże są w nowoczesnej dzielnicy Bocagrande - tam już nie dotarłem.
Nad morzem są też ciekawe ptaki, nie tylko mewy.
W hotelu skorzystałem z opcji późnego wymeldowania, dzięki czemu mogłem wziąć prysznic przed wyjściem na lotnisko o 16:00. Do lotu jeszcze sporo czasu, a do lotniska mniej niż 3km, więc stwierdziłem, że się przejdę. Skorzystałem jeszcze z drinka pożegnalnego (jakoś wcześniej nie było mi po drodze).
Jeszcze drobna uwaga, jeśli chodzi o język. Naprawdę warto znać hiszpański
:) Mój jest kiepski, ale znajomość niektórych słów bardzo pomaga. Angielski w wielu, nawet najbardziej turystycznych miejscach, nie zdaje się na wiele. Nawet w Ibisie na recepcji mówią słabo po angielsku, a niektórzy wcale. Ale ogólnie Kolumbijczycy są pomocni - będą mówić do Ciebie po hiszpańsku, nieważne czy rozumiesz
;)
Na pewno ta wycieczka dała mi nową motywację do nauki hiszpańskiego.
Powrót do Bogoty tym razem linią Avianca. Najmniejszym z rodziny 320 - A318. Następnego dnia już opuszczam Kolumbię i lecę do Nowego Jorku. A słowa te piszę z Avianca Sala VIP Lounge na lotnisku w Cartagenie.
Na lotnisku w Bogocie byłem przed 23:00. Nie widziałem opcji rozsądnej cenowo w pobliżu, więc postanowiłem noc spędzić na lotnisku. Plan był taki, żeby zdobyć kartę pokładową i dostać się do saloniku LAN, czynnego już od 2:00. Niestety nie chcieli mi wydać karty, mówiąc że można dopiero od 4:30, która potem okazała się 5:30, a kartę trzymałem w ręku o 6:00. Pozostało mi rozłożenie się na niezbyt wygodnych plastikowych krzesłach (dobrze, że nie miały podłokietników), choć wielu wybierało podłogę. Jest bezpiecznie, cały czas na lotnisku jest ochrona i policja. W czasie odprawy dokonuje się też chyba hipotetycznej opłaty wyjazdowej. Przynajmniej coś czytałem o jakichś $52. Ale też czytałem, że jeśli ktoś jest na krótko to jest z tej opłaty zwolniony (bądź jakiekolwiek inne powody). Dostałem do ręki jakąś kartkę z wyliczeniami i pani przybiła mi chyba pieczątkę "zwolniony". Chyba, bo to się działo bardzo szybko - dostałem kartkę do ręki i zaraz ją oddawałem na odprawie.
Niewiele spałem w nocy, przynajmniej w saloniku LAN zjadłem śniadanie - całkiem dobre kanapki, owoce i lody
;) Skorzystałem też z prysznica - najlepsza łazienka, w jakiej byłem w trakcie tego pobytu
:)
Potem spokojny lot do Nowego Jorku z United w 737-700, ok. 5,5 godzin. Jedzenie płatne, napoje bezpłatne, serwowane 2 razy (plus roznoszenie wody i soku). I na pokładzie steward jajcarz, który nadspodziewanie dużo polskich słów znał. Zresztą jeszcze słyszałem go, jak do niektórych mówił po francusku i chińsku (!) - oprócz oczywiście angielskiego i hiszpańskiego. Przy mnie tak szybko strzelił "German, Polish?". Już nieraz przekonałem się, że mam "polską twarz"
;)
To wlatuję do Stanów, po raz drugi w ciągu ostatnich dni. Te same procedury, kolejna pieczątka, witamy w USA. Tyle, że na wstępie jeszcze mój bagaż musiał pies obwąchać. Muszę wspomnieć, że to już mój drugi raz w Nowym Jorku, więc nie mam absolutnie żadnego ciśnienia na zwiedzanie ikon tego miasta. Nie będzie Statuy Wolności, Empire State Building czy Top of the Rock (przynajmniej jeśli chodzi o wejście na te atrakcje). Będzie... to się okaże
:)
Po procedurach wjazdowych było już szybko: pociąg z Newark na Penn Station, metro na Long Island, zameldowanie w Comfort Inn, rzucenie rzeczy i powrót na Times Square. Hotel powiedzmy, że zasłużone 2 gwiazdki - szału nie ma, ale nie jest też bardzo obskurnie
;) Lokalizacja w porządku, minutę do stacji metra i 10-15 minut na centralny Manhattan.
Ale jeszcze wytłumaczę skąd mój pośpiech w zameldowaniu i dotarciu na Times Square. Nawet nie zrobiłem zdjęcia Empire State Building, a dzisiaj chyba specjalnie oświetlony z powodu Dnia Weterana :/ Właśnie widzę go też w wiadomościach NBC. Wracając do tematu... Na Times Square znajduje się kasa TKTS, gdzie można kupować tańsze bilety na przedstawienia na Broadwayu. Stwierdziłem, że jak zdążę to pójdę na coś o 20:00. Tak skutecznie się spieszyłem, że już o 19:00 miałem bilet w rękach
:) Mój wybór padł na Avenue Q, to taka Ulica Sezamkowa dla dorosłych. Kiedyś grane na Broadwayu, a ostatnio powrócił na scenie Off-Broadwayu. Tu są mniejsze sceny, miałem miejsce w trzecim rzędzie za $63 (trzeba się do tych cen przyzwyczaić, to niewiele za tak dobre miejsce). Ścieżkę dźwiękową znałem dobrze już wcześniej, naprawdę mi się podobało. Po musicalu można było zrobić sobie zdjęcie z jednym z bohaterów za datki na cele charytatywne (własnym sprzętem, ale też dostałem zdjęcie z polaroida). Więc niech będzie, zamieszczam swoje zdjęcie, bo innego dowodu nie mam
;) It sucks to be me
:)
Dzień w NYC, a właściwie w środkowym Manhattanie. Jadę metrem na stację 5th Avenue. Piąta Aleja słynie z wielu luksusowych sklepów, ale to ostatnia rzecz, która by mnie interesowała. Za to idąc na północ mijamy Rockefeller Center. Lodowisko już otwarta, choinka w trakcie dekoracji. Można też podglądać studio NBC.
Katedra św. Patryka ładnie odnowiona.
Następnie skierowałem się do Central Parku. Sporo liści już opadło, więc pewnie parę tygodni wcześniej było jeszcze ładniej. Z polskich akcentów: zaraz przy parku stoi nietypowy zegar - wskazówka sekundnika porusza się tylko delikatnie, a obraca się cała tarcza. To instalacja artystyczna jak doczytałem Niemki polskiego pochodzenia Alicji Kwade (ale przy zegarze napisali tylko, że urodzona w Katowicach
;). W parku stoi też pomnik króla Władysława Jagiełły.
Podobno nowojorczyka od turysty łatwo można odróżnić, ponieważ pierwszy patrzy pod nogi, a drugi w górę. Moje ulubione wieżowce to Chrysler i Flatiron (pierwszy wieżowiec o charakterystycznym kształcie, nazywany "żelazkiem").
kevin napisał:Aha i jeszcze dzięki @tajniak za inspirację
;) Przez chwilę zastanawiałem się czy nie pomyliłeś nicków, ale w końcu przypomniało mi się o którą inspirację mogło chodzić
:)Czekam na kolejne wpisy w relacji, miłej podróży!
@Zeus Tak, widziałem, że się rozminiemy
;) Korzystam z kolejnego darmowego wifi, tym razem w autobusie Air Shuttle do Sztokholmu. 198SEK w dwie strony po to, żeby spędzić chwilę w Sztokholmie. Trudno, nie wiadomo czy jeszcze kiedyś tu wrócę
:) Przy siedzeniu ulotka z ich rozkładem jazdy oraz mapka Sztokholmu - miło.
Ech, widać rozwija się nałóg zwariowanych podróżników ze smartfonem na kolanach w każdym dostępnym miejscu, gdzie jest WiFi aby wysłać kolejną wiadomość czy zdjęcie. Ja tak robię w moich podróżach z mailami do mamy, ale widzę, że mogłam również na forum pisać.
:lol: Mnie wydawało się to jakieś takie głupie, a tu widzę, że to niezła zabawa dla czytających. I o dziwo, coraz bardziej mi się takie relacje podobają.@kevin trzymam za Ciebie kciuki, i oby Ci nigdzie internetu nie zabrakłodawaj jakieś zdjęcia
Nie wiem jak u pozostałych, ale u mnie z hostelu po 747 zaladowało sie tylko pierwsze zdjecie, pozostałe nie ida. A szkoda bo chetnie bym zobacyzł jak to wyglada od środka.
A co jest w miejscach silnikow za tymi drzwiczkami, pokoje?Fajnie, ze maja juz dekoracje sezonowe w Sztokholmie, moze wybiore sie przed swietami na chwile.
@Zeus podtrzymuję to, co napisałem
;) Taką kartę kupiłem za 3000 http://www.tullaveplus.com/index.php?id=A2F92E17Na Lonely Planet twierdzą, że bus 16-14 jest darmowy - na lotnisku nie ma bramek, żeby odbić kartę i ten bus jest specjalnie oznaczony.
Już byłem w samolocie, ale nas wypuścili, powód opóźnienia "aircraft maintenance" - czyli pewnie jakieś problemy techniczne. Na razie jest już 1,5 godziny, zobaczymy, co będzie dalej.
Zaraz mi się darmowe wifi skończy
;)
Opublikuję już posta, a później może uda mi się zdjęcia dodać.
Ostatni dzień na spokojnie, śniadanie zjadłem w pokoju, bo była taka możliwość - talerze i kubki jednorazowe, a miejsca przy stolikach bardzo mało. Mogłem posłuchać, co Amerykanie mówią w tv o zamachach q Paryżu. Podobno jest też więcej policji i wojska w Nowym Jorku, ale nie zauważyłem różnicy (zawsze są).
Tym razem wybrałem się na północ, najpierw zahaczając o Bronx, w pobliżu stadionu drużyny basebalowej New York Yankees.
Potem pojechałem do Harlemu i przeszedłem się Martin Luther Blvd - nic tam nie ma ciekawego... Tylko podobno kultowy teatr Apollo.
Potem jeszcze w kierunku zachodnim, obok katedry św. Jana w dzielnicy Morningside Heights.
Stwierdziłem, że już mi wystarczy Nowego Jorku i jadę na lotnisko. Mogłem skorzystać z saloniku Art & Lounge w terminalu B, który na szczęście mieści się przed kontrolą, bo wylot miałem z terminalu C
Wylądowałem w Berlinie! Z "drobnym" opóźnieniem. Ostatecznie z Newark wylecieliśmy ok. 22:50 - 4,5 godziny opóźnienia. Byłoby mniej, ale jak już siedzieliśmy z powrotem w samolocie, to okazało się, że 2 osoby nie wróciły. I trzeba wypakować ich bagaż. Przedziwna sprawa... Zrezygnowały? Pierwotny plan zakładał samolot do Krakowa o 8:55, a jak się nie uda to dzień w Berlinie i samolot o 17:25. Tak, miałem 2 bilety - były w nienajgorszej cenie
;) Ale skoro pojawiłem się na lotnisku Tegel po 12:00, a pogoda jest też kiepska, to się już stąd nie ruszam. Piszę to z lotniskowego wifi (1 godzina). Choć mam zamiar udać się do saloniku Berlin Airportclub Lounge - internet jest tam podobno dodatkowo płatny... Tak twierdzi Priority Pass, za to Lounge Buddy ma napisane "free". Jest też napiasane, że to bardzo małe pomieszczenie, więc nie wiem czy się dostanę...
To jeszcze takie krótkie podsumowanie najciekawszych punktów podróży: miałem w sumie 10 lotów (norwegian, SAS, United, LAN, Avianca, Air Berlin i niespodziewanie Lufthansa) spałem w Boeingu 747 przy lotnisku Arlanda w hostelu Jumbo Stay najwyżej byłem na wysokości 3152 m n.p.m. na górze Monseratte w Bogocie w Cartagenie naszukałem się znaczków pocztowych. Straciłem już nadzieję, że kartki przyjdą, ale są! Przyszły na sam koniec roku, choć pieczątka jest z 10 listopada. Chyba płynęły do Europy... zwiedziłem kolumbijski cmentarz w Cartagenie przekonałem się na własnej skórze, że przyjeżdżając do Kolumbii warto znać hiszpański w Nowym Jorku zobaczyłem w 3 dni 3 musicale: Avenue Q, The Phantom of the Opera i Les Misérables poszedłem na mecz NHL do Madison Square Garden - nie zauroczył mnie tak bardzo, żebym chciał zobaczyć kolejny... odwiedziłem 8 saloników biznesowych (najbardziej podobał mi się salonik LAN w Bogocie) po odwołaniu lotu z Berlina moja podróż przedłużyła się o 1 dzień. Dzięki temu oprócz darmowej nocy w Berlinie otrzymałem jeszcze odszkodowanie (o czym poniżej).Bonusy:Za odwołany lot Berlin-Kraków otrzymałem od Air Berlin ważny przez 2 lata voucher na €400 - początkowo chcieli dać €250, ale po rozmowie telefonicznej i uwzględnieniu kosztów taksówek (€50) stanęło na €400.Za znacznie opóźniony lot Newark-Berlin United wyraziło tylko ubolewanie
;) I na otarcie łez 1250 mil MileagePlus.
@Grzegorz40 rzeczywiście! Wiedziałem, że skądś znam tę twarz, przeczytałem kilka jego książek nawet
;)Ale mnie chodziło o osobę obok w okularach
:) Choć teraz nie wiem, czy wszyscy tam siedzący nie są "znani"...
@kevinPowiedz, jak jest z widocznością na meczu hokejowym w Madison Square Garden? Czy z sektorów 200, 300 i 400 można obserwować mecz bezpośrednio bez śledzenia na dużych ekranach?Rozkład siedzeń w Madison Square Garden (z listy rozwijanej "Event" trzeba wybrać "Rangers Hockey"):http://www.thegarden.com/seating.html
Piszę to z lotniska, gdzie czekam na lot do Cartageny. Rezerwowałem lot na coś ok. 19:00, ale go przełożyli i lecę o 21:04 A320 linią LAN. Liczyłem na wejście do saloniku w terminalu krajowym, ale okazało się, że ten terminal jest podzielony, z osobnym wejściem i nic tu nie ma... Piszę, ale nie wyślę, bo na lotniskowym wifi zdjęcia nie chcą przejść.
A wysyłam z hotelu Ibis Cartagena Marbella. Mógłbym znaleźć hotel bardziej w centrum, ale chciałem zaliczyć pobyt do promocji Accora i zgarnąć 5500 punktów.Cartagena de Indias - port nad Morzem Karaibskim. Słynie ze starej zabudowy wewnątrz murów obronnych otaczających miasto. Budowano mury, bo ile można dać się łupić piratom? :) Poza murami na drogach jest bardzo tłoczno i głośno. Zresztą wewnątrz na wąskich uliczkach także wszędzie auta.
Najlepsze zwiedzanie to po prostu włóczenie się po tym starym mieście. O ile da się wytrzymać w tym upale. Po 16:00 się zachmurzyło i zrobiło się trochę przyjemniej (przestał po mnie pot spływać ;)). O tej godzinie także nagle pojawiły się na ulicach dorożki - normalnie jak w Krakowie :) Po murach obronnych można chodzić (niezalecane w nocy).
Można wejść do Pałacu Inkwizycji, oprócz historii inkwizycji w Ameryce, jest historia samej Cartageny - większość tekstów po hiszpańsku, ale niektóre też po angielsku. Co ciekawe Cartagena ma swój dzień niepodległości... 11 listopada. Ale byli pierwsi, bo to w 1811 roku. Dosyć drogo (w porównaniu do Bogoty) - 17000 pesos.
Obok katedry (w remoncie, otwarta boczna nawa) jest pomnik Jana Pawła II, który według opisu odwiedził Cartagenę w 1986 roku.
Poza murami leży zamek/fort Castillo de San Felipe de Barajas, który bronił dostępu do miasta od strony lądu. Na zamku jest trochę tuneli do zwiedzania. Cena wstępu: 17000 pesos. Przed zamkiem pomnik don Blasa, obrońcy Cartageny.
Jeśli chodzi o alternatywne zwiedzanie to zaglądnąłem na... cmentarz. Bardzo różne pomniki, od wręcz dzieł sztuki, do grobów w ścianie, gdzie opis jest po prostu wyryty w betonie (póki nie zastygł).
Niezły ubaw miałem szukając znaczków pocztowych. Z pomocą miejscowych i Google zlokalizowałem prawdopodobnie jedyne na starym mieście miejsce ze znaczkami i skrzynką pocztową. Pytali, gdzie wysyłam i sprzedali znaczki po 3200 pesos. Ciekawe czy dojdą ;) Gdyby komuś było potrzebne to sklep z pamiątkami, gdzie są też znaczki nazywa się El Centavo Menos (niedaleko katedry).
W Cartagenie przynajmniej kartki kupiłem, bo w Bogocie to był problem. W normalnym sklepie z pamiątkami jest stoisko z kartkami, prawda? Nie w Bogocie. Tam mieli kartki pochowane, a jak je zobaczyłem... Były po prostu brzydkie i wyblakłe.
Na koniec jeszcze zdjęcia autobusów - ciekawie są oklejane :)
Nad morzem są też ciekawe ptaki, nie tylko mewy.
W hotelu skorzystałem z opcji późnego wymeldowania, dzięki czemu mogłem wziąć prysznic przed wyjściem na lotnisko o 16:00. Do lotu jeszcze sporo czasu, a do lotniska mniej niż 3km, więc stwierdziłem, że się przejdę. Skorzystałem jeszcze z drinka pożegnalnego (jakoś wcześniej nie było mi po drodze).
Jeszcze drobna uwaga, jeśli chodzi o język. Naprawdę warto znać hiszpański :) Mój jest kiepski, ale znajomość niektórych słów bardzo pomaga. Angielski w wielu, nawet najbardziej turystycznych miejscach, nie zdaje się na wiele. Nawet w Ibisie na recepcji mówią słabo po angielsku, a niektórzy wcale. Ale ogólnie Kolumbijczycy są pomocni - będą mówić do Ciebie po hiszpańsku, nieważne czy rozumiesz ;)
Na pewno ta wycieczka dała mi nową motywację do nauki hiszpańskiego.
Powrót do Bogoty tym razem linią Avianca. Najmniejszym z rodziny 320 - A318. Następnego dnia już opuszczam Kolumbię i lecę do Nowego Jorku. A słowa te piszę z Avianca Sala VIP Lounge na lotnisku w Cartagenie.
W czasie odprawy dokonuje się też chyba hipotetycznej opłaty wyjazdowej. Przynajmniej coś czytałem o jakichś $52. Ale też czytałem, że jeśli ktoś jest na krótko to jest z tej opłaty zwolniony (bądź jakiekolwiek inne powody). Dostałem do ręki jakąś kartkę z wyliczeniami i pani przybiła mi chyba pieczątkę "zwolniony". Chyba, bo to się działo bardzo szybko - dostałem kartkę do ręki i zaraz ją oddawałem na odprawie.
Niewiele spałem w nocy, przynajmniej w saloniku LAN zjadłem śniadanie - całkiem dobre kanapki, owoce i lody ;) Skorzystałem też z prysznica - najlepsza łazienka, w jakiej byłem w trakcie tego pobytu :)
Potem spokojny lot do Nowego Jorku z United w 737-700, ok. 5,5 godzin. Jedzenie płatne, napoje bezpłatne, serwowane 2 razy (plus roznoszenie wody i soku). I na pokładzie steward jajcarz, który nadspodziewanie dużo polskich słów znał. Zresztą jeszcze słyszałem go, jak do niektórych mówił po francusku i chińsku (!) - oprócz oczywiście angielskiego i hiszpańskiego. Przy mnie tak szybko strzelił "German, Polish?". Już nieraz przekonałem się, że mam "polską twarz" ;)
To wlatuję do Stanów, po raz drugi w ciągu ostatnich dni. Te same procedury, kolejna pieczątka, witamy w USA. Tyle, że na wstępie jeszcze mój bagaż musiał pies obwąchać. Muszę wspomnieć, że to już mój drugi raz w Nowym Jorku, więc nie mam absolutnie żadnego ciśnienia na zwiedzanie ikon tego miasta. Nie będzie Statuy Wolności, Empire State Building czy Top of the Rock (przynajmniej jeśli chodzi o wejście na te atrakcje). Będzie... to się okaże :)
Po procedurach wjazdowych było już szybko: pociąg z Newark na Penn Station, metro na Long Island, zameldowanie w Comfort Inn, rzucenie rzeczy i powrót na Times Square. Hotel powiedzmy, że zasłużone 2 gwiazdki - szału nie ma, ale nie jest też bardzo obskurnie ;) Lokalizacja w porządku, minutę do stacji metra i 10-15 minut na centralny Manhattan.
Ale jeszcze wytłumaczę skąd mój pośpiech w zameldowaniu i dotarciu na Times Square. Nawet nie zrobiłem zdjęcia Empire State Building, a dzisiaj chyba specjalnie oświetlony z powodu Dnia Weterana :/ Właśnie widzę go też w wiadomościach NBC.
Wracając do tematu... Na Times Square znajduje się kasa TKTS, gdzie można kupować tańsze bilety na przedstawienia na Broadwayu. Stwierdziłem, że jak zdążę to pójdę na coś o 20:00. Tak skutecznie się spieszyłem, że już o 19:00 miałem bilet w rękach :) Mój wybór padł na Avenue Q, to taka Ulica Sezamkowa dla dorosłych. Kiedyś grane na Broadwayu, a ostatnio powrócił na scenie Off-Broadwayu. Tu są mniejsze sceny, miałem miejsce w trzecim rzędzie za $63 (trzeba się do tych cen przyzwyczaić, to niewiele za tak dobre miejsce). Ścieżkę dźwiękową znałem dobrze już wcześniej, naprawdę mi się podobało. Po musicalu można było zrobić sobie zdjęcie z jednym z bohaterów za datki na cele charytatywne (własnym sprzętem, ale też dostałem zdjęcie z polaroida). Więc niech będzie, zamieszczam swoje zdjęcie, bo innego dowodu nie mam ;) It sucks to be me :)
Następnie skierowałem się do Central Parku. Sporo liści już opadło, więc pewnie parę tygodni wcześniej było jeszcze ładniej. Z polskich akcentów: zaraz przy parku stoi nietypowy zegar - wskazówka sekundnika porusza się tylko delikatnie, a obraca się cała tarcza. To instalacja artystyczna jak doczytałem Niemki polskiego pochodzenia Alicji Kwade (ale przy zegarze napisali tylko, że urodzona w Katowicach ;). W parku stoi też pomnik króla Władysława Jagiełły.
Podobno nowojorczyka od turysty łatwo można odróżnić, ponieważ pierwszy patrzy pod nogi, a drugi w górę. Moje ulubione wieżowce to Chrysler i Flatiron (pierwszy wieżowiec o charakterystycznym kształcie, nazywany "żelazkiem").